Wczoraj mój Kochany Mąż był na rybkach ze znajomymi. Niestety pogoda nie dopisała, więc ja zostałam z synusiem w domku, ale nie zmarnowaliśmy tego czasu i super się bawiliśmy. Tak między nami to czasami lubię jak moje mężucho jedzie na kilka godzin, bo przynajmniej mogę ogarnąć wiele domowych sprawunków w ciszy i nikt mi się nie kręci.
Jednak, kiedy przyjeżdża … to jest dopiero galimatias. Najpierw w przedpokoju walnięty fotel, który z resztą dla mnie kupił nawiasem mówiąc, potem torba i oczywiście wędki, które nie daj Boże przewrócić, bo awantura gotowa.
Mimo wszystko złowił dwa szczupaki. Rozpierała mnie duma :D i to ogromna. Ale nie po tym jak je oporządził w kuchni … a taka była posprzątana. Niestety łuski znalazłam nawet na dywanie w dużym pokoju, a wierzcie mi nie wiem jakim cudem się tam znalazły Mimo wszystko po wieczornym smażeniu i powtarzającym się zawsze pytaniu czy mi smakowało zobaczyć ten uśmiech zadowolenia na jego twarzy jest po prostu bezcenne. Właśnie dlatego uwielbiam kiedy jeździ na ryby. Po pierwsze zrelaksuje się i będzie milszy dla mnie. Po drugie właśnie ten uśmiech zadowolenia, chyba bardziej mnie wtedy rozpiera szczęście niż jego samego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz